Serwis Motoryzacyjny


Wydawca
PISKP
tel. (22) 811 26 06, redakcja@piskp.pl
fb

Subpages

Od lutego 2027 r. wszystkie nowe baterie pojazdów elektrycznych wprowadzane na rynek w UE będą musiały być zaopatrzone w elektroniczny paszport. Za dostarczenie paszportu będzie odpowiedzialny producent sprzedający samochód, w którym bateria jest zainstalowana. Celem jest zmniejszenie zanieczyszczenia środowiska oraz wsparcie recyklingu wtórnego akumulatorów. Jeśli chodzi o wymagania dotyczące danych zawartych w paszportach, przepisy UE są dość niejasne. UE deleguje wdrożenie bezpośrednio do zainteresowanych stron. To zadanie spoczywa teraz na Battery Pass Consortium, finansowanym przez niemieckie Federalne Ministerstwo Gospodarki i Działań na rzecz Klimatu, którego członkami są producenci samochodów, producenci baterii, dostawcy i firmy informatyczne. Przewiduje się, że w nadchodzących latach paszport baterii trafi do okresowych badań technicznych. Na przykład do zakresu kontroli w SKP może wejść sprawdzanie numeru seryjnego baterii. Chociaż jest to całkowicie nieistotne dla bezpieczeństwa, może być potrzebne z perspektywy zarządzania recyklingiem. Mówiąc bardziej konkretnie, sprawdzeniu podlegałoby, czy bateria jest zamontowana fabrycznie, czy też doszło do jej wymiany. W drugim przypadku wymagane byłyby dowody na to, co stało się z oryginalną baterią. Sprawdzeniu w SKP mógłby podlegać także wskaźnik SOH (State of Health), czyli stan degradacji baterii. Diagnosta musiałby zatem ustalić, czy zainstalowana bateria nadal ma pojemność niezbędną do dalszego bezpiecznego użytkowania pojazdu elektrycznego. Jak widać zakres badań technicznych powoli powiększa się, o czym piszemy również na str. 8, tylko opłata za badanie pozostaje niezmienna.

Zapraszam do lektury numeru

Krzysztof Trzeciak

Im bliżej będzie roku 2035, kiedy ma obowiązywać zakaz sprzedaży nowych aut osobowych i dostawczych z silnikami spalinowymi, tym zwiększać się będzie popyt na używane samochody z silnikami benzynowymi i wysokoprężnymi, co doprowadzi do wzrostu ich cen. Zupełnie odwrotnie będzie przedstawiała się sytuacja z samochodami elektrycznymi nowymi, a zwłaszcza używanymi. Już teraz są duże problemy ze sprzedażą kilkuletnich aut elektrycznych. Ostatnio eksperci  amerykańskiego portalu Compare The Market przeanalizowali 50 najpopularniejszych w USA używanych samochodów pod kątem utraty ich wartości. Pierwsze miejsce na liście zajął japoński samochód elektryczny Nissan Leaf, tracąc w ciągu trzech lat od zakupu 49% swojej pierwotnej wartości. Pierwszą piątkę zamyka także elektryczna Tesla Model S. Według ekspertów wynika to z faktu, że na światowym rynku pojawiają się bardziej zaawansowane technologicznie samochody elektryczne, które są zauważalnie lepsze od dotychczas sprzedawanych. Drugim czynnikiem jest obawa o stan akumulatora, który jest jednym z najdroższych elementów samochodu. Tutaj wybiegam trochę w przyszłość, tymczasem dzisiejsze realia pokazują, że trudno jest planować nawet najbliższy rok. Dotyczy to wielu branż, w tym branży związanej ze stacjami kontroli pojazdów, która – wobec braku zmiany cen chyli się ku upadkowi i może mieć trudności ze sprostaniem nowym przepisom przy rosnących wymaganiach wobec SKP.

Zapraszam do lektury numeru, życząc zdrowych i spokojnych świąt  Bożego Narodzenia, radości z przebywania z bliskimi i rodzinnego ciepła

Krzysztof Trzeciak

Stosowane powszechnie nowoczesne technologie z jednej strony zmieniają sposób doświadczania mobilności w sposób dotychczas niespotykany, z drugiej zaś niosą zagrożenia dla użytkowników samochodów. Dwa lata temu w tym miejscu pisałem o możliwości przejmowania kontroli nad pojazdami chińskimi przez grupy powiązane z chińskim rządem. Mogłyby one zdalnie spowodować zatrzymanie wszystkich aut chińskich, paraliżując w ten sposób dowolny kraj w UE. Wydawało się to mrzonką przyszłości, tymczasem częściowo zaczyna się urealniać. Firma Avtovelt, będąca oficjalnym dystrybutorem chińskiej marki AVATR na Białorusi, poinformowała ostatnio, że wszystkie auta tej marki importowane do tego kraju w ramach „szarego” importu zostaną od 30 listopada zdalnie zablokowane. Mowa jest o tych samochodach, które zostały wyprodukowane na rynek chiński, ale jakimś cudem ominęły zakaz eksportu i „wyciekły” z Państwa Środka. Za złamanie zakazu zarówno sprzedawcom, jak i właścicielom samochodów grożą „sankcje”. Ci pierwsi mogą stracić status oficjalnego dealera, natomiast drudzy – zostać bez serwisu i prawidłowo funkcjonującego samochodu. W przypadku założenia blokady ani właściciele samochodu, ani dealer, który naruszył zasady, nie będą mogli samodzielnie odblokować samochodu, ponieważ AVATR wykorzystuje zaawansowane systemy szyfrowania danych, które zapobiegają nieautoryzowanemu dostępowi do funkcji auta. Nikt nie wie, czy do tak radykalnych działań nie posuną się inni producenci z Chin w odpowiedzi na nałożenie ceł w UE na chińskie auta elektryczne. Życie pisze bowiem różne scenariusze.

Zapraszając do lektury numeru, życzę pogodnych Świąt Bożego Narodzenia, wielu satysfakcji z pracy oraz sprostania wyzwaniom, jakie przyniesie rok 2025

Krzysztof Trzeciak

Pół roku temu w Niemczech wprowadzono do badań technicznych nową metodę pomiaru zadymienia spalin w dieslach, wykorzystującą licznik cząstek stałych. Już teraz pojawiły się ciekawe wnioski ze stosowania tej metody. Dużo samochodów w miarę nowych (do 5 lat) i z niezbyt dużym przebiegiem (poniżej 100 tys. km), spełniających normę Euro 6, nie przechodzi badania z powodu przekroczenia stężenia cząstek PM w spalinach. Nawet wypalanie filtrów DPF, czy dłuższa jazda autostradą przed badaniem nie zawsze pomagają. Problem dotyczy przede wszystkim Fordów, ale nie tylko. Producent tłumaczy się nieodpowiednią jakością montowanych DPF-ów, zalecając wymianę na nową część OE i odradzając regenerację lub stosowanie środka czyszczącego DPF. Kierowcy fordów rozwiązują ten problem w prosty sposób – jadą na badanie do sąsiedniego kraju. Ten przykład wysokiego wskaźnika aut z Euro 6 zanieczyszczających powietrze jest wodą na młyn zwolenników pomiaru cząstek. Oznacza to, że również w Polsce należy liczyć się z wprowadzeniem tego typu badania. Zmusi to SKP to nowych, kosztownych inwestycji, co w obecnej sytuacji grozi załamaniem się systemu badań. O kondycji polskich SKP rozmawiano ostatnio podczas Kongresu Przemysłu i Rynku Motoryzacyjnego (relacja obok). Stacjom może pomóc waloryzacja opłat, na rzecz której PISKP aktywnie prowadzi kampanie, jednak ze stanowiska dotychczasowego ministra  infrastruktury (przedstawionego na str. 8) wynika, że na szybkie rozwiązanie problemu nie należy liczyć. Zapraszając do lektury numeru pozostaje mi życzyć pogodnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wielu satysfakcji z pokonania wyzwań, jakie przyniesie rok 2024

Krzysztof Trzeciak

Od 1 kwietnia nic nie będzie możliwe bez certyfikatu SERMI. Przynajmniej, jeśli chodzi o informacje dotyczące zabezpieczenia przed kradzieżą oraz napraw i serwisowania systemów związanych z bezpieczeństwem pojazdu, które każdy producent samochodów ustala dla swoich modeli. Takie informacje zaczynają pojawiać się w prasie i Internecie. Dostęp do wrażliwych danych pojazdów będą mogły mieć w warsztacie wyłącznie osoby mające udowodniony i uzasadniony powód. Posiadanie certyfikatu SERMI pozwala sprawdzić, czy warsztat i jego pracownicy należą do tej godnej zaufania grupy osób. Jeśli na portalu producenta zostaną wyświetlone treści związane z SERMI, pojawi się komunikat z kodem QR, który trzeba zeskanować za pomocą aplikacji SERMI, a pobieranie zostanie takiej osobie udostępnione. W praktyce klienci nie będą mogli zlecić napraw wymagających ingerencji w systemy bezpieczeństwa mechanikom bez certyfikatu SERMI. Od 1 kwietnia czeka więc na niezależne warsztaty w Polsce więcej biurokracji i nowe koszty. Do uzyskania certyfikatu niezbędne jest przedstawienie zaświadczenia o niekaralności, umowy o pracę i dowodu posiadanych kwalifikacji oraz wykupienie obowiązkowej polisy OC na prowadzenie działalności gospodarczej. W Niemczech, gdzie SERMI obowiązuje od roku, trzeba przeznaczyć na pięcioletni certyfikat ok. 1000 euro, w zależności od tego, ilu pracowników potrzebuje dostępu. Aby wszystko było jasne: nie chodzi tu o opłaty za jakiekolwiek dane serwisowe, ale o dane istotne z punktu widzenia kradzieży i bezpieczeństwa! O zasadach uzyskiwania certyfikatu SERMI będziemy jeszcze informować na naszych łamach. W tej chwili wiadomo tylko tyle, że warsztaty powinny szykować się na kolejny wzrost kosztów swojej działalności.

Zapraszam do lektury numeru

Krzysztof Trzeciak





Aktualności













SiteLock