Subpages
- Szczegóły
- Janusz
- Kategoria: Subpages
Wydawało się, że największego zagrożenia dla przyszłości niezależnych warsztatów i dystrybutorów części motoryzacyjnych należy spodziewać się ze strony pokładowych systemów telematycznych, forsowanych przez producentów aut, co praktycznie ma im zapewnić monopol na usługi serwisowe. Tymczasem udało nam się ustalić inne źródło zagrożenia dla warsztatów, sprokurowane bez rozgłosu przez rynek OE. Jest nim sieć typu Ethernet z nowym protokołem diagnostycznym (więcej szczegółów na ten temat podajemy w artykule Stefana Myszkowskiego na str. 19. Wygląda na to, że Ethernet staje się standardem w obecnych i przyszłych modelach z powodu wprowadzania coraz to nowych systemów i rozwiązań technicznych. Większość producentów samochodów w Europie włączyła go do 16-pinowego złącza OBD, jednak protokół komunikacji nie został do tej pory udostępniony warsztatom niezależnym. Tymczasem takie funkcje, jak inicjalizacja lub kalibracja niektórych podzespołów, są możliwe tylko poprzez interfejs Ethernet. O tym, w jakich samochodach występuje już sieć Ethernet, można było dowiedzieć się w Poznaniu na bardzo udanych targach Motor Show. Relację z targów zamieścimy w następnym numerze. Już teraz dziękujemy wszystkim, którzy odwiedzili nasze targowe stoisko i zechcieli podzielić się swoimi opiniami na temat sytuacji w branży badań technicznych oraz w niezależnym rynku usług.
- Szczegóły
- Janusz
- Kategoria: Subpages
Ten problem był znany od lat, ale do tej pory skutecznie wyciszany. Po skandalu z silnikami Diesla, który wstrząsnął całym przemysłem motoryzacyjnym, gardłową sprawą stała się szkodliwa emisja spalin w doładowanych silnikach z bezpośrednim wtryskiem benzyny. Najpierw wprowadzono „downsizing”, aby samochody stały się bardziej ekologiczne, a teraz okazuje się, że nie dość, że nie palą mniej, to jeszcze bardziej zanieczyszczają. Silniki benzynowe z bezpośrednim wtryskiem emitują bowiem w określonych warunkach nawet cztery razy tyle cząstek stałych niż jest to dopuszczalne dla pojazdów z silnikiem Diesla. Dlatego od września zaczną obowiązywać bardziej rygorystyczne normy emisji Euro 6c, które wymuszą stosowanie kolejnych systemów oczyszczania spalin. Według zestawienia opublikowanego ostatnio przez ADAC (www.adac.de), normy tej nie spełniają m.in. tak popularne silniki, jak 1.4 TSI i 1.2 TSI, 1.0 EcoBoost i 1.6 EcoBoost, czy koreańskie 1.6 GDI. Ich producenci będą musieli wprowadzić inne jednostki lub kosztowne zewnętrzne układy. Będą to albo katalizatory 4-funkcyjne, albo dodatkowo montowane filtry cząstek stałych. Tym samym systemy oczyszczania staną się jeszcze bardziej skomplikowane i podatne na awaryjność. I podobnie jak w przypadku filtrów DPF, nie będzie możliwości sprawdzenia podczas badań w SKP obecności filtra ani skuteczności jego działania. W ostatecznym rozliczeniu za wprowadzane wyśrubowane regulacje zapłacą użytkownicy samochodów.
Zapraszam do lektury numeru
Krzysztof Trzeciak
- Szczegóły
- Redakcja SM
- Kategoria: Subpages
997 tysięcy – tyle trzeba byłoby sprzedać w ciągu sześciu lat elektroaut, aby osiągnąć zapowiadany przez rząd poziom 1 mln tych pojazdów w Polsce. Jednak przy obecnym tempie sprzedaży rok 2025 zamknie się wynikiem jedynie ponad 12 tys. samochodów. I tempa tego nie przyspieszą: rozbudowa sieci ładowania, obowiązek używania aut elektrycznych we flotach samorządów, darmowe parkowanie czy dozwolone przejazdy buspasami. Aby to się zmieniło, elektromobilność musi się wszystkim po prostu opłacać. Obecnie tak nie jest i już pierwsze ogniwo procesu wprowadzania na rynek tych samochodów, czyli dealerzy, podchodzi z ostrożnością do handlu elektroautami. Wynika to stąd, że prawie 2/3 proekologicznych pojazdów jest kupowanych przez firmy leasingowe. Co się stanie, gdy przyjdzie czas odkupu i ponownej sprzedaży tych „używek”? Z analizy rynku wynika, że dealerzy mogą ponosić wówczas straty, bowiem nie można przewidzieć utraty wartości, a ta może być bardzo duża i dochodzić nawet do 70% po trzech latach. E-auta będą z pewnością taniały. To z kolei będzie oznaczało, że jeśli auto wraca po rocznym okresie leasingu do sprzedawcy, to może okazać się droższe od nowego i tym samym niesprzedawalne. Jak widzimy, elektromobilność niesie za sobą wiele nowych wyzwań. O tych, które dotyczą środowiska związanego z badaniami technicznymi, będzie można dowiedzieć się i porozmawiać podczas naszej majowej konferencji w Ustce, na którą serdecznie zapraszam.
Krzysztof Trzeciak
- Szczegóły
- Janusz
- Kategoria: Subpages
Do polskiego języka weszło nowe słowo „ikol”, pisane z angielska „eCall”, które oznacza połączenie alarmowe. System o tej nazwie stał się od tego miesiąca obowiązkowym wyposażeniem nowo homologowanych aut w UE. Jak działa „ikol”, piszemy na stronie 7. Wprowadzenie nowego systemu rodzi jednak nowe problemy, przede wszystkim związane ze sprawnością działania ratownictwa medycznego. Czy w Polsce jest odpowiednia liczba centrów powiadomień ratunkowych, aby obsłużyć wszystkie wezwania wysyłane poprzez eCall? Problemem będzie również weryfikacja zdarzeń. Owszem, system eCall poprzez pracownika centrum będzie kontaktował się z kierowcą, ale gdy nie otrzyma żadnej odpowiedzi, wezwie automatycznie służby ratunkowe. Jeżeli do każdego wezwania, nawet stłuczki, będzie wysyłana karetka pogotowia i straż pożarna, to siłą rzeczy zabraknie tych zespołów na inne wezwania. Inny problem będą mieli właściciele samochodów, których producenci mają swoje własne centrale alarmowe i zawierają umowy z klientami o znacznie szerszych pakietach danych niż eCall. Czasami istnieją w nich zapisy, które dają systemowi producenta pierwszeństwo przy kolizji przed eCall, co może być niekorzystne dla użytkownika. System eCall staje się obowiązkowym wyposażeniem samochodów… i tu pojawia się kolejny problem. Jako element podlegający homologacji nie może być usuwany z pojazdu, a więc jego stan powinien być okresowo sprawdzany podczas badań technicznych. Brak działającego systemu może być bowiem później kwestionowany przez ubezpieczyciela. Na czym miałoby polegać sprawdzenie eCall w SKP – nie wiadomo. Wprowadzając eCall, urzędnicy europejscy uspokoili swoje sumienia. Jednak wypadki powoduje najczęściej brak myślenia i brawura, a wkładanie kolejnych obowiązkowych systemów niewiele pomoże.
Zapraszam do lektury numeru
Krzysztof Trzeciak
- Szczegóły
- Redakcja SM
- Kategoria: Subpages
Dość powszechne stało się stosowanie przez stacje kontroli pojazdów różnego rodzaju „promocji”, np. w postaci bezpłatnego mycia lub paliwa, żeby przyciągnąć do siebie klientów. Izba nie popiera takich promocji, o czym już wielokrotnie pisaliśmy (w nr 7-8/2012), ponieważ takie działanie narusza zasady konkurencji między przedsiębiorcami. Nie wszystkie stacje mają myjnie lub stać je na takie gratisy. Ten problem nie jest też obcy w innych państwach UE. Na przykład w Niemczech takie gratisy są generalnie zabronione, a pomimo to stosowane. Popularne jest oferowanie bonów wartościowych, darmowego mycia czy sprawdzanie gazu w kamperach. Stało się to tak nagminne, że Centrum Konkurencji zwróciło się ostatnio do sądu okręgowego w Bambergu przeciwko jednej ze stacji TÜV ze skargą na stosowanie kuponów o wartości 35 euro do wykorzystania przy następnym badaniu. Było to reklamowane w mediach społecznościowych, za pomocą banera, a także na przyczepie reklamowej. W efekcie sprawa została rozstrzygnięta poza sądem, poprzez oświadczenie stacji o zaprzestaniu takiej działalności. Zdaniem niemieckiego Centrum Konkurencji dozwolone są tylko małe podarunki o niewielkiej wartości. Aby nie wpaść w kłopoty, można na przykład rozdawać karty parkingowe z nadrukiem reklamowym lub częstować filiżanką kawy, aby skrócić czas oczekiwania na badanie. Każde inne zachowanie stanowi naruszenie zasady konkurencyjności. Jak widać problem „promocji” w SKP jest nierozwiązywalny nawet na poziomie europejskim.
Zapraszam do lektury numeru
Krzysztof Trzeciak