W dziale „Informacje” (str. 5) piszemy o dalszym ciągu afery Dieselgate, która, przypomnijmy, dotyczy instalowania w samochodach przez koncern VW oprogramowania fałszującego wyniki emisyjne. Nie tylko ta afera ma ciąg dalszy dla użytkowników aut. Okazuje się, że nierozwiązany pozostaje problem niezaliczania testu czystości spalin wykonywanych licznikiem cząstek stałych podczas badania technicznego (m.in. w Niemczech) przez w miarę nowe samochody Forda z dieslami. Problem ten sygnalizowałem w nr. 12’23. Wówczas producent tłumaczył się nieodpowiednią jakością montowanych DPF-ów, zalecając ich wymianę na oryginalne, co wiązało się z wydatkiem nawet 3000 euro. Teraz okazuje się, że ta metoda naprawy nie zawsze jest skuteczna. Przyczyną nie jest bowiem sam filtr, lecz inny problem wpływający na działanie filtra i jego kosztowna wymiana nie jest rozwiązaniem trwałym. Według specjalistów organizacji ADAC, na działanie DPF-a ma wpływ proces regeneracji, czyli wypalanie filtra. Zbyt wysoka temperatura może spowodować uszkodzenie filtra. Jeżeli czas regeneracji pasywnej i aktywnej nie jest wystarczający, to w oprogramowaniu należałoby zmienić model zapełniania się filtra sadzą. Ford nabrał wody w usta, stwierdzając lakonicznie, że obecnie trwają prace nad znalezieniem odpowiedniego rozwiązania, i jak na razie wydłużył gwarancję na wymienione już filtry do trzech lat. Stwierdził również, że „nie możemy obecnie opublikować żadnych dalszych szczegółów”. Warto pamiętać, że niezaliczenie pomiaru liczby cząstek sadzy podczas okresowego badania nie musi oznaczać, że naruszono wymagania określone w homologacji typu dotyczące filtrów cząstek stałych. Właściciel pojazdu nie może zgłaszać roszczeń producentowi pojazdu. Sytuacja ta jest całkowicie niezadowalająca dla poszkodowanych kierowców Fordów, co na szczęście nie dotyczy Polski.
Zapraszam do lektury numeru
Krzysztof Trzeciak