Ten problem był znany od lat, ale do tej pory skutecznie wyciszany. Po skandalu z silnikami Diesla, który wstrząsnął całym przemysłem motoryzacyjnym, gardłową sprawą stała się szkodliwa emisja spalin w doładowanych silnikach z bezpośrednim wtryskiem benzyny. Najpierw wprowadzono „downsizing”, aby samochody stały się bardziej ekologiczne, a teraz okazuje się, że nie dość, że nie palą mniej, to jeszcze bardziej zanieczyszczają. Silniki benzynowe z bezpośrednim wtryskiem emitują bowiem w określonych warunkach nawet cztery razy tyle cząstek stałych niż jest to dopuszczalne dla pojazdów z silnikiem Diesla. Dlatego od września zaczną obowiązywać bardziej rygorystyczne normy emisji Euro 6c, które wymuszą stosowanie kolejnych systemów oczyszczania spalin. Według zestawienia opublikowanego ostatnio przez ADAC (www.adac.de), normy tej nie spełniają m.in. tak popularne silniki, jak 1.4 TSI i 1.2 TSI, 1.0 EcoBoost i 1.6 EcoBoost, czy koreańskie 1.6 GDI. Ich producenci będą musieli wprowadzić inne jednostki lub kosztowne zewnętrzne układy. Będą to albo katalizatory 4-funkcyjne, albo dodatkowo montowane filtry cząstek stałych. Tym samym systemy oczyszczania staną się jeszcze bardziej skomplikowane i podatne na awaryjność. I podobnie jak w przypadku filtrów DPF, nie będzie możliwości sprawdzenia podczas badań w SKP obecności filtra ani skuteczności jego działania. W ostatecznym rozliczeniu za wprowadzane wyśrubowane regulacje zapłacą użytkownicy samochodów.
Zapraszam do lektury numeru
Krzysztof Trzeciak